PROJEKT:

WOLA STORY

Przygotowanie i przeprowadzenie badań problemów społecznych na terenie Dzielnicy Wola m.st. Warszawy oraz analiza i prezentacja wyników

OPIS:

Kluczowym celem była diagnoza wybranych problemów społecznych dotyczących młodzieży mieszkającej i/ lub uczącej się na terenie warszawskiej Woli, w takich obszarach jak: korzystanie ze środków psychoaktywnych oraz percepcja działań profilaktycznych dostępnych na terenie dzielnicy; przemoc domowa i rówieśnicza oraz przemoc w internecie; hazard wśród wolskiej młodzieży; poczucie dobrostanu wewnętrznego młodzieży w kontekście ogólnej jakości życia na Woli.

REALIZACJA: Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

LOKALIZACJA: Warszawa – Wola

CZAS TRWANIA: 2010 r.

BADACZE: Kaja Dziarmakowska, Katarzyna Julia Olesińska, Bartosz Stodulski

ADRESAT: Urząd Dzielnicy Wola m.st. Warszawy

NARZĘDZIA STOSOWANIE:

NARZĘDZIA WYGENEROWANE: Materiały wizualne wygenerowane podczas projektu: Fotografie dokumentacyjne, fotografie wykonane przez badanych, mapy i rysunki badanych.

WWW: stocznia.org.pl

LINK:

  • białe bloki przy grenady

    Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: WOLA STORY

    Kategorie zdjęcia: Badacze jako wytwórcy materiału, Badani jako wytwórcy materiału, Kanon: sztuka i sztuki

    Tagi:

  • Wola story

    Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: WOLA STORY

    Kategorie zdjęcia: Badacze jako wytwórcy materiału, Na wspólnym: publiczne, Zdjęcie

    Tagi:

  • Wola story

    Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: WOLA STORY

    Kategorie zdjęcia: Badacze jako wytwórcy materiału, Na wspólnym: publiczne, Zdjęcie

    Tagi:

  • Wola story

    Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: WOLA STORY

    Kategorie zdjęcia: Badani jako wytwórcy materiału, Na wspólnym: publiczne, Zdjęcie

    Tagi:

  • Wola story

    Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: WOLA STORY

    Kategorie zdjęcia: Badacze jako wytwórcy materiału

    Tagi:

  • Wola story

    Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: WOLA STORY

    Kategorie zdjęcia: Badacze jako wytwórcy materiału, Na wspólnym: publiczne, Zdjęcie

    Tagi:

  • Wola story

    Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: WOLA STORY

    Kategorie zdjęcia: Badacze jako wytwórcy materiału, Na wspólnym: publiczne, Zdjęcie

    Tagi:

  • Wola story

    Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: WOLA STORY

    Kategorie zdjęcia: Badani jako wytwórcy materiału, Na wspólnym: publiczne, Zdjęcie

    Tagi:

  • Wola story

    Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: WOLA STORY

    Kategorie zdjęcia: Badacze jako wytwórcy materiału, Na wspólnym: publiczne, Zdjęcie

    Tagi:

  • Wola story

    Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: WOLA STORY

    Kategorie zdjęcia: Badacze jako wytwórcy materiału, Młodzież, Na wspólnym: publiczne, Relacje towarzyskie, Zdjęcie

    Tagi:

  • Wola story

    Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: WOLA STORY

    Kategorie zdjęcia: Na wspólnym: publiczne, Zdjęcie

    Tagi:

1/1

Czy to Urząd Miasta zlecił projekt „Wolastory”?

Katarzyna Julia Olesińska: Bardzo się zaangażowaliśmy w budowanie koncepcji tych badań, można powiedzieć, że „chodziliśmy wokół tego projektu”. Inicjatywa projektowa była jednak po obu stronach. Znaliśmy się wcześniej: urząd dzielnicy Wola jest przyjazny i otwarty na eksperymenty, dlatego chętnie włączali się w cały proces. Badania odbywały się w 2010 r., dużo czasu już minęło. Wtedy to był eksperyment metodologiczny, dziś w urzędach jest dużo większa otwartość. Od jakiegoś czasu obowiązuje trend włączania mieszkańców do procesu podejmowania decyzji przez samorządy. Odbywają się konsultacje społeczne, realizuje się budżety obywatelskie: myślenie urzędów ewoluuje w kierunku działań partycypacyjnych. Świadczyć o tym może też coraz częstsze zlecanie zadań publicznych organizacjom pozarządowym. 

Czy znaliście wcześniej urzędników pracujących na Woli?

K.J.O.: Po części tak, bo nasz prezes znał kierownika do spraw społecznych, który z resztą był bardzo otwarty, ukończył socjologię. Spotykali się, nasz prezes przekonywał, by spróbować zrobić takie badania. Bez tego nie udałoby się. Udało się nam współpracować z urzędem, który był gotowy do eksperymentowania i otwarty na to. Pewnie to właśnie dzięki temu, potem mogliśmy zrealizować podobne badania na Bemowie.

Jak zaplanowaliście badanie – czy założenia były tylko ramowe czy uzgodniliście dokładnie strukturę jeszcze przed wyjściem w teren?

K.J.O.: Badania były dość dokładnie zaplanowane. Proces przygotowywania dobadań był naprawdę rozbudowany: dużo większa grupa ludzi uczestniczyła w planowaniu niż w samej realizacji badań czy ich koordynacji. To był bardzo dokładny i żmudny proces, pewnie dlatego jego metodologia była tak wymyślna.

Jak wyglądała realizacja badań?

K.J.O.: Rozpoczęliśmy od „jakościówki” – odbyły się spacery badawcze. Metodologia w dużym stopniu opierała się na kwestii przestrzeni, dlatego że korzystaliśmy z technik i idei wypracowanych przez psychologię środowiskową. Czerpaliśmy z niej i na niej bazowaliśmy. Przykładem takiej techniki było liczenie śladów i późniejsza ich analiza. Spacery badawcze także opowiadały nam o przestrzeni. Włączyliśmy też bardziej standardowe techniki jak fokusy z  gimnazjalistami czy wywiady indywidualne z młodymi i  liderami społecznymi. Liderzy to może nieodpowiednie słowo, bo głównym tematem badania były używki i hazard: myślę, że można ich nazwać informatorami. To byli ludzie, którzy mieli szansę obserwować młodzież w różnych sytuacjach: ochroniarz, pani z monopolowego, itp. W ramach badania ilościowego natomiast przeprowadziliśmy ankiety.

Zostańmy jeszcze na chwilę przy etapie jakościowym. Czy materiałem wizualnym, jaki zebraliście były tylko zdjęcia?

K.J.O.: Były też rysunki. Spacery przebiegały tak, że badacz umawiał się z nastolatkiem gdzieś w terenie: w pobliżu szkoły czy domu i przeprowadzał krótki wywiad prosząc, aby ta osoba narysowała mapę okolic swojej szkoły czy okolic swojego domu. Miejsc, które są dla tej osoby ważne, gdzie dość często bywa, itd. Ta osoba rysowała mapę i potem miała za zadanie różnymi kolorami zaznaczyć miejsca, które są bezpieczne, niebezpieczne, przyjazne, nieprzyjazne, itd. Rozmawialiśmy potem, dlaczego dana osoba uważa, że to miejsce jest właśnie takie, a nie inne. Rozmowa toczyła się wokół map, które potem były zbierane i analizowane – były po prostu naszym materiałem badawczym. Po narysowaniu tej mapy nasz badany wybierał swoją ulubioną trasę i nas oprowadzał. Kiedy spacerowaliśmy dostawał aparat do ręki i robił zdjęcia miejsc, które były dla niego ważne, ciekawe czy np. nudne.

Czy tylko badani robili zdjęcia?

K.J.O.: W raporcie „Wola Story” jest trochę zdjęć zrobionych przez nas i dokumentujących, na przykład, jak ktoś rysuje mapę. Większość jednak to zdjęcia zrobione podczas spacerów przez badanych.

Jak budowaliście relacje z młodzieżą?

K.J.O.: Bardzo się staraliśmy by w grupie nie byli sami dobrzy uczniowie, żeby grupa była zróżnicowna i to się na szczęście udało. Pozytywnie wspominam te badania – fajnie nam się współpracowało. Nasza relacja była budowana różnymi technikami: były rozmowy, mapa, spacer. Czasami kiedy danej osobie sposobał się to zachęcała swoich znajomych do udziału w badaniach. Tym sposobem rekrutacja badanych toczyła się dosyć wartko.

Dlaczego aspekt przestrzenny był dla Was tak istotny?

K.J.O.: Stwierdziliśmy, że badanie map jest bardzo ważne dlatego, że obrazuje przestrzeń codziennego życia naszych badanych, a wierzymy w to, że przestrzeń wpływa na zachowania człowieka. W naszym zespole badawczym znalazła się osoba, która zajmowała się tematyką psychologii środowiskowej i w dużej mierze to właśnie z jej inicjatywy podkreśliliśmy ten przestrzenny aspekt w naszej metodologii. Taka interdyscyplinarność jest z resztą jednym z postulatów, które staramy się realizować w Stoczni. W tym badaniu chcieliśmy sprawdzić nie tylko jakie problemy społeczne występują w danej grupie, ale przede wszystkim, gdzie w przestrzeni się te problemy rodzą, gromadzą. Po uzyskaniu takich informacji można czerpać z tego konkretne korzyści, np. wskazówki dla władz dzielnicy gdzie otwierać punkty konsultacyjne. Problemy społeczne to zagadnienie, które urzędy i dzielnice mają obowiązek badać. Realizując nasze badanie chcieliśmy jednak zrobić coś więcej niż tylko spełnić ten obowiązek.

Jak urząd skorzystał z wyników Waszych badań?

K.J.O.: Były dwa spotkania z zespołem Urzędu na temat wyników. Odbyła się też konferencja dotycząca problemu alkoholu i spraw społecznych w kontekście dzieci i młodzieży. Kilka razy uczestniczyliśmy w spotkaniach dzielnicowych i prezentowaliśmy wyniki dla różnych urzędników. W raporcie zawaliśmy rozbudowane rekomendacje z konkretnymi przykładami i propozycjami działań.

Po jakimś czasie zrealizowaliście podobne badania na Bemowie. Jak wcześniejsze doświadczenia wpłynęły na założenia badawcze projektu „Bemowo Story?”

K.J.O.: Na Woli nasze wstępne założenie było takie, by zrobić taką metodologię, która będzie inwestycją na poczet kolejnych pojektów. Włożyliśmy w to mnóstwo pracy, ale to była nasza świadoma inwestycja by zbudować model czy jakiś zbiór założeń, który pozwoli w przyszłości, z pewnymi modyfikacjami oczywiście, badać pozostałe dzielnice. Z tego, co mi wiadomo w „Bemowo Story” zespół skorzystał z większości elementów metodologii.

W trakcie badań prowadziliście też spotkania konsultacyjne z młodzieżą, prawda?

Katarzyna Starzyk: Etap konsultacyjny był tak narawdę kontynuacją projektu „Wola Story”, nazwaliśmy go „Młodzież Woli”. Zaczęło się od tego, że urząd dzielnicy chciał skonsultować Lokalny Program Profilaktyki Zachowań Ryzykownych i Przeciwdziałania Przemocy. W dużej mierze ta tematyka poruszana była właśnie w badaniach „Wola Story”, a ich wyniki miały wpływać na kierunki tej profilaktyki. Wspomniane konsultacje Programu miały odbyć się z młodzieżą, tak by miała ona wpływ na to, jak te działania profilatyczne realizowane przez różne organizacje pozarządowe mają wyglądać. Podjęliśmy się zorganizowania tych konsultacji: najpierw przeprowadziliśmy rozbudowaną rekrutację, która zajęła nam dużo czasu. Zachęcaliśmy młodych bezpośrednio w ich szkołach, których jest bardzo dużo na Woli bo to duża dzielnica. Potem odbyły się warsztaty, na których np. uczestnicy wymyślili  potrzebę stworzenia miejsca spotkań pozalekcyjnych. Młodzież zasugerowała, że zajęcia pozalekcyjne powinny wynikać z ich osobistych potrzeb, kompetencji czy hobby jakie mają, a nie z zainteresowań, kompetencji nauczycieli, którzy ich nauczają.

Czy konsultacje poruszały tematykę innych miejsc niż dom czy szkoła?

K.S.: Podczas konsultacji nie szliśmy tropem instytucji, ale raczej większych tematów, zagadnień. Był jednak np. jeden warsztat poświęcony szkole w ogóle, bo to jest miejsce, gdzie młodzi ludzie spędzają bardzo dużo czasu. Fakt, że te rekomendacje przyjęły bardzo konkretną formę, to był wynik naszej analizy. Z młodymi próbowaliśmy rozmawiać szerzej: z jakimi problemami spotykają się w szkole, jak objawia się agresja rówieśnicza, jak mogą opisać klimat swojej szkoły. To były takie bardzo ogólne rozmowy na podstawie, których wyciągnęliśmy bardziej sprecyzowane wnioski, rekomendacje.

Jakimi metodami pracowaliście podczas tych warsztatów?

K.S.: To były przede wszystkim rozmowy. Mielismy też dużo materiałów wspomagających, bo młodych ludzi trudno jest kreatywnie rozkręcić: myślą sztampowo, szkolnie. Robiliśmy np. kolaże podczas warsztatu poświęconemu komunikacji. Podczas tego spotkania mieliśmy ustalić jak urząd powinien komunikować, pisać o różnych problemach i co jest obciachowego w dotychczasowych materiałach urzędowych. Zamieniali się wtedy w agencję reklamową wymyślali plan działania, hasła mając do dyspozycji np. gazety.

W badaniach bardzo dużą rolę pełniła przestrzeń. Czy podobnie było podczas warsztatów?

K.S.: Z naszych wniosków i obserwacji wynika, że młodzi często się chowają, bo nigdzie na terenie dzielicy nie mogą spędzić czasu z rówieśnikami. Podczas konsultacji często też rozmawialismy o  przestrzeni szkoły, która jest dla nich ważna, ale w dużej mierze zamknięta. Podczas rozmówi pojawił się pomysł posiadania własnej kanciapy z opiekaczem, by móc robić sobie grzanki czy tosty na przerwach. Bardzo chcieliby sami decydować o takim miejscu.