PROJEKT:

Kawiarnie Kultury

Diagnoza

OPIS:

Projekt miał na celu diagnozę oddolnych, miejskich inicjatyw społeczno-kulturalnych skupionych w kawiarniach, a więc poza siecią oficjalnych instytucji i organizacji. Kawiarnie pełnią coraz częściej funkcję instytucji kultury, brakuje jednak diagnozy tego zjawiska, a przede wszystkim zbadania, jak przebiega współpraca między kawiarniami a formalnymi instytucjami kultury. Dodatkowym celem projektu było zwrócenie uwagi opinii publicznej na nowe zjawisko, jakim są kulturalne kawiarnie.

REALIZACJA: Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

LOKALIZACJA: Toruń, Wrocław, Warszawa, Katowice, Radzyń Podlaski, Łódź, Ostrzeszów

CZAS TRWANIA: 2012 r.

BADACZE: Kordynacja: Jan Mencwel, Katarzyna Julia Olesińska, Agnieszka Strzemińska; Zespół badawczy: Alma Asuai, Adam Kadenaci, Kacper Leśniewicz, Ewa Majdecka, Jan Mencwel, Katarzyna Julia Olesińska, Urszula Sęczek, Agnieszka Strzemińska, Michał Szyndel.

ADRESAT: Pracownicy kawiarni kultury, osoby zainteresowane taką działalnością, opinia publiczna.

NARZĘDZIA STOSOWANIE:

NARZĘDZIA WYGENEROWANE: fotokast

WWW: www.stocznia.org.pl

LINK: http://stocznia.w1.laboratorium.ee/wp-content/uploads/2014/01/Kawiarnie_Kultury._Raport.pdf

  • kawiarnie kultury

    Kawiarnie Kultury; Fundacja Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”

    projekt: Kawiarnie Kultury

    Kategorie zdjęcia:

    Tagi:

1/1

Dlaczego napisaliście projekt badawczy o kawiarniach?

Katarzyna Julia Olesińska: To był temat, który krążył w naszym zespole od kilku lat. Wszyscy chodzimy do podobnych kawiarni i po prostu zaczęło nas interesować ich funkcjonowanie, ich znaczenie dla środowiska kultury. Zdarza się, że wśród naszego zespołu w Stoczni krąży jakiś pomysł, a kiedy pojawia się możliwość finansowania, które do tego pomysłu pasuje, tak jak było w  przypadku Obserwatorium Kultury, to próbujemy go zrealizować.

Jak dobraliście zespół projektowy?

K.J.O.: To byli ludzie, których to interesowało. Poza tym zadecydowały względy techniczne i organizacyjne: zaangażowali się Ci, którzy akurat mieli czas napisać wniosek itd. Bardzo nam na nim zależało – chcieliśmy w ramach tych badań jak najwięcej zrobić.Kiedy otrzymaliśmy wyniki okazało się, że przyznano nam o połowę mniejszą dotację w porównaniu do tej, o którą się ubiegaliśmy. Nie odrzuciliśmy jednak połowy zaplanowanych działań, a ok. jedną czwartą. Chcieliśmy zrobić możliwie najwięcej w tym zmniejszonym budżecie.

Porozmawiajmy o materiale wizualnym w tym projekcie. Co się na niego złożyło?

K.J.O.: W projekcie „Kawiarnie Kultury” robiliśmy zdjęcia – powstał z nich fotokast, czyli jeden z  produktów tego badania, który był fajnym materiałem promocyjnym. W tamtym czasie formuła fotokastu nie była jeszcze popularna więc zwracała uwagę. Takie połączenie foto i audio zawsze jest dobre promocyjnie, medialnie.

Czy podczas pisania raportu wracaliście do zdjęć z fotokastu?

K.J.O.: Myślę, że nie było linku między fotokastem, a raportem. Ten drugi był dużo bardziej powierzchowny, artystyczny: miał tylko prezentować obrazy, robić wrażenie na odbiorcy. To nie była ilustracja wyników badań tylko ogólnego zjawiska.

Jak dokonaliście wyboru kawiarni?

K.J.O.: Ostatecznie dokonaliśmy go po przyznaniu dotacji. Szczerze mówiąc, najlepszą metodą było zbieranie informacji o ciekawych kawiarniach, które organizują jakieś wydarzenia od znajomych badaczy czy na Facebooku. Mieliśmy też ustalone kryteria. Jednym z nich była wielkość miast, w których występowały dane kawiarnie. Kryterium stanowiła także działalność kawiarni: założyliśmy, że powinny one organizować co najmniej trzy zróżnicowane wydarzenia w ciągu miesiąca. W zespole badawczym oprócz trzech osób ze Stoczni było jeszcze bodajże 6 studentów, bo zależało nam na tym, aby oni się przy tym czegoś nauczyli. Poza tym w większej grupie lepiej się myśli. Byli to studenci socjologii, antropologii i kulturoznawstwa, naprawdę fajny zespół. Wspólnie z nimi wybieraliśmy kawiarnie z przygotowanej listy propozycji, uwględniając także kwestie politycze – czasem te miejsca mają polityczną wizję swojej działalności, konkretne ideologiczne podejście. Staraliśmy się wybierać tak, by to były miejsca bardzo aktywne i zróżnicowane.

W jakich zespołach jeździliście w teren?

K.J.O.: Zawsze w parze: badacz ze Stoczni i student czy studentka.

Jak zareagowały osoby prowadzące wybrane przez Was kawiarnie?

K.J.O.: Nie wiem czy wszyscy do końca rozumieli, o co chodzi. Szczerze mówiąc nie było bardzo entuzjastycznych reakcji. Wszyscy jednak reagowali raczej pozytywnie, ale nie postrzegali badań w kontekście promocji swoich działań. Była oczywiście różnica w podejściu do badań między ludźmi z warszawskiej kawiarni „Chłodna”, która jest znana połowie Polski, a tymi z kawiarni w Radzyniu Podlaskim czy Ostrzeszowie. Dla tych drugich było to większe wydarzenie, ale nie wydaje mi się, żeby się czuli bardzo wyróżnieni.

Jak właściciele kawiarni podchodzili do rozmowy o tych miejscach? Czy szczerze odpowiadali na pytania czy raczej budowali wizję tego miejsca?

K.J.O.: Częściej rozmowa toczyła się w kierunku budowania wizji, szczególnie w tych momentach, które mogą być kontrowersyjne, np. te związane z łączeniem działalności kulturalnej z działalnością komercyjną. Temat dotyczący zarabiania czy sprzedawnia alkoholu i nie tylko był kłopotliwy. Umożliwia to tym miejscom organizowanie wielu wydarzeń, ale mówiono nam, że bardziej pasowałoby im finansowanie z zewnątrz. To jest drażliwy temat, często niechętnie podejmowany przez naszych rozmówców, którzy najczęściej prowadząc kawiarnie mają w głowie wizję lokalnego domu kultury i nie do końca pasuje im, że sprzedają piwo. Udało nam się jednak spotkać przynajmniej jednego rozmówcę, który potrafił rozmawiać otwarcie dzielić swoimi przemyśleniami na ten temat. Mówił, że zdaje sobie sprawę, że menadżer powinien być dobrym księgowym, a nie dobrym artystą. W innych przypadkach rozmówcy starali się unikać tego tematu.

Czy w Waszych badaniach myśleliście o jakimś elemencie animacyjnym?

K.J.O.: Nie wiem czy kawiarnie potrzebowałyby naszej animacji. Chcieliśmy by wyniki naszych badań były przydatne dla tych instytucji kultury, które mogłyby być zainteresowane współpracą z nimi, korzystać z ich przykładu. Innymi odbiorcami raportu byli różni animatorzy kultury tak czy jacyś freelanserzy, którzy nie wiedzą dokładnie, co chcą robić, ale często myślą o założeniu kawiarni. Ten projekt miał wyprodukować przewodnik pokazujący jak to zrobić, ponieważ nie zawsze jest to kolorowa bajka jaką oni sobie wyobrażają. To właśnie dla takich ludzi powstał manual.

W raporcie dużo miejsca poświęcacie problemowi dotyczącemu tego, że kawiarnie powstają w lokalnej społeczności, ale nie do końca tej społeczności służą.

K.J.O.: Zauważyliśmy pewien dysonans. Z jednej strony, kiedy pytaliśmy rozmówców czy ich kawiarnia jest miejscem otwartym dla wszystkich i zależy im na tym, by każdy mógł przyjść z propozycją np. wystawienia swoich zdjęć to potwierdzali taką chęć i mówili, że zależy im na egalitarności. Z drugiej strony, rzeczywistość i próba czasu pokazały, że do kawiarni przychodzi tam pewna specyficzna grupa ludzi. Teoretycznie cała lokalna społeczność jest tam mile widziana, ale oferta kulturalna czy barowa odpowiada konkretnym grupom wiekowym, subkulturowym czy ideowym. Warto pewnie jeszcze powiedzieć o tym, że inaczej to wygląda w dużych miastach, a inaczej w mniejszych miejscowościach. W tych małych kawiarniach właściciele muszą bardziej dbać o uniwersalność wystroju, tak, aby lokal był przyjazny dla wszystkich, którzy tam przychodzą, a przychodzą różne grupy, bo to jest często jedyne miejsce, gdzie mogą się spotkać. W konsekwencji, właściciele kawiarni w małych miejscowościach często czują misję tworzenia miejsca wszechstronnego, dla wszystkich mieszkańców. Zdają sobie sprawę, że są jedynym kulturalnym miejscem na mapie poza tamtejszym ośrodkiem kultury i czują na sobie ciężar pozytywnie rozumianej odpowiedzialności za swoją działalność kulturalną.

Po przeczytaniu raportu odnoszę wrażenie, że właściciele kawiarni to silne jednostki, które nie mogły znaleźć dla siebie miejsca w tych miejscowościach, w których żyli. Co było dla nich największą motywacją do założenia kawiarni?

K.J.O.: Właściwie to rzeczywiście tam, gdzie mieszkali nie było miejsca, gdzie chcieliby pójść ze znajomymi. Inspirowali się czasem miejscami z zagranicy, jeden z właścicieli, który mieszkał w Berlinie miał  notatnik pełen pomysłów. Zapisywał, że chciałby u siebie mieć leżaki, Fritzcolę, jakieś konkretne wydarzenia. Często bywało też tak, że dana osoba skończyła studia humanistyczne, musi zarobić na życie, a otwarcie kawiarni wydaje jej się fajnym pomysłem, przepisem na życie, bo mogą zarabiać i jednoceśnie organizować działania kulturalne, które uważa za wartościowe, wystawiać prace znajomych, itd. Ciekawe jest to, że w mniejszych miejscowościach właściciele nie ograniczają swojej oferty do jakiejś konkretnej grupy osób, kawiarnie są tam bardziej otwarte dla społeczności lokalnej w ogóle. Widzieliśmy to na przykładzie Radzynia Podlaskiego i Ostrzeszowa, gdzie miejsca, które badaliśmy są jedyną kawiarnią w mieście. Rano przychodzą tam seniorzy, wieczorem na koncert dresiarze i hip-hopowcy, a w międzyczasie matki z dziećmi.

A co z polityką? Czy wszyscy właściciele i praownicy deklarowali jasno swoje poglądy?

K.J.O.: Nie wszyscy. Pamiętam jednak, że np. Falanster we Wrocławiu być dość wyraźny ideologicznie, wydawał się być lewicowy. Ta polityczność zasadza się najczęściej na stylu życia, ideologii, a nie związaniu z jakimś ugrupowaniem politycznym. Kiedy wybieraliśmy kawiarnie staraliśmy się brać pod uwagę także ten aspekt. Chcieliśmy znaleźć jakieś miejsce, które można by było nazwać prawicowym, ale się nie udało.

Czy możliwe w ogóle jest uczestniczenie w kulturze i jej promowanie bez uwikłań politycznych?

K.J.O.: Sądzę, że jeżeli mówimy o kulturze w domach kultury i innych instytucjach publicznych, to im mniej w nich polityki tym lepiej. Czym innym są kawiarnie, które pozostają prywatnymi przedsiębiorstwami, mogą realizować własne wizje. Poziom uwikłania w politykę jest zupełnie inny w dużych, miejskich kawiarniach, które mogą być mniej zależne od struktur politycznych niż te w małych miastach. W Ostrzeszowie wielokrotnie opowiadano nam, że Dom Kultury postrzegał kawiarnię jako konkurencję. Zamiast współpracować, te dwa miejsca ze sobą rywalizowały. Ta kawiarnia działa naprawdę prężne: organizowali pokazy filmów, koncerty bardzo znanych zespołów muzycznych. W zespole pracowników kawiarni był  menadżer, który organizował koncerty, zapraszał muzyków grających ogólnopolskie trasy koncertowe do siebie. To były naprawdę imponujące wydarzenia. Jednak kiedy kawiarnia zwracała się do lokalnej gazety, która siłą rzeczy jest polityczna i chciała umieścić w niej informację o wydarzeniu, to okazywało się, że muszą za nią zapłacić. Byli zależni od lokalnych władz.

Czy te kawiarnie współpracowały z innymi organizacjami czy były samowystarczalne?

K.J.O.: Wraz z upływem czasu np. w Ostrzeszowie było coraz więcej dobrych praktyk, przykładów współpracy, np. z muzeum regionalnym. Zdarzyło się też, że Nauczyciele zorganizowali tam swój „Dzień Nauczyciela”. W Katowicach natomiast kawiarnia współpracowała z Urzędem Miasta, który wspierał „Koncert w Oknie”. To był pomysł kawiarni i głównie dla jej klientów, ale jako, że wychodził też przestrzeń publiczną, poza lokal, zainteresowali się też przechodnie, mieszkańcy. Ogólnie rzecz biorąc, taka organizacja, jak kawiarnia, która robi kulturę to jest zupełnie nowy twór i dopiero tworzą się jego ramy. W większych miastach takiej współpracy prawie nie ma: tam nie bierze się pod uwagę władzy czy samorządu jako potencjalnego partnera. Pewną płaszczyzną porozumienia bywa kwestia pozyskiwania lokali z tej puli lokali dla kultury, którymi interesują się kawiarnie. Zdarza się też, że miasto przekonuje się do takich miejsc i promuje jakieś wydarzenia, wydaje się, że to idzie w dobrym kierunku.

Zakończeniem projektu był raport i manual. Czy działo się coś w ramach podsumowania wszystkich Waszych działań?

K.J.O.: Trochę żałujemy, że nie wystarczyło nam czasu, budżetu czy energii na dalszą promocję projektu. Nie udało nam się zrobić spotkania podsumowującego. Obiecaliśmy sobie, że przy kolejnym takim projekcie bardziej o to zadbamy. Tak jest z nowym projektem dotyczącym Kół Gospodyń Wiejskich.  Teraz właśnie jesteśmy na początku tej drogi, staramy się wszystko zaplanować. Drugi raz nie popełnimy tego samego błędu. W kontekście tego, jakie można by było jeszcze wprowadzić zmiany, to myślę,że dobrze by było zaplanować jeszcze dodatkowy miesiąc i połowę etatu dla kogoś z nas, aby ten fotokast rozpropomować, zamieszczać w Internecie, zorganizować spotkanie czy debatę. Dobrze by było także kontynuować ten temat i po trzech latach powtórzyć takie badanie.